środa, 2 kwietnia 2014

Great to be back



Zawsze myślałam, że z każdym kolejnym powrotem do Bukaresztu wszystko co mnie otacza spowszednienie i nie będzie już niczego co mnie zdziwi. Nie doświadczę już kolejnych zaskakujących sytuacji, absurdalnych przypadków, nie spotkam miejsc, ludzi, którzy mnie poruszą. Nic bardziej mylnego – to miasto chyba nigdy nie przestanie zaskakiwać… Z jednej strony szare, brudne i zaniedbane a z drugiej strony tak wielobarwne kulturowo, pełne życia, prawdziwe. Jadąc z lotniska, mijając znajome miejsca dopiero poczułam jak bardzo tęskniłam za Bukaresztem i jakie emocje we mnie to miasto zawsze rozbudza.
Wiedziałam to od pierwszego pobytu i potwierdzam obecnie: spośród miast miałam przyjemność przebywać nie ma drugiego takiego jak Bukareszt!!!

Ok dość rozczulania, najwyższy czas do konkretów :) kilka spostrzeżeń i porównań po pierwszych dwóch dniach pobytu:
1. Lotnisko Otopeni – zdecydowana poprawa, szczególnie w kwestii komunikacji z centrum miasta. Z czasów które pamiętam jedyna możliwość to była prywatna mafia taksówkowa z „barbarzyńskimi” cenami. Tu koledzy z Rumunii zrobili gigantyczny krok ku cywilizacji i zainstalowali na lotnisku specjalne automaciki wyglądające jak bankomat z listą wszystkich dostępnych w Bukareszcie firm przewozowych wraz z cenami. Jedyne co trzeba zrobić to wybrać z listy bądź ulubionego przewoźnika, bądź najtańszego (w moim przypadku) i nacisnąć guziczek. Automacik drukuje numerek boczny taksów, która podjedzie i gotowe: wychodzę przed lotnisko i czekam na swoją :)
W kwestii cen bukaresztańskich „jeloł kab” nic się nie zmieniło na szczęście, za 20km kurs do centrum zapłaciłam ok 40pln :). Oczywiście stan techniczny również niewiele się zmienił (i… nadal można zapytać pana taksówkarza o pozwolenie na zapalenie papierosa :) ), ale najważniejsze jest to że dowozi za przyzwoitą cenę z miejsca a do miejsca b :P.
Dla tych którzy śledzili mojego bloga wcześniej nie jest tajemnicą że wykazuje się irracjonalną fascynacją jeśli chodzi o środki masowej komunikacji – sorry z dewiacjami nie da się walczyć..
2. Mieszkanie, które wynajęłam okazało się na szczęście takie jak na zdjęciach. Oczywiście żeby nie było tak różowo i cudownie - jak już się rozlokowałam i rozpakowałam okazało się że nie działa INTERNET!!!. Dla mnie to jak życie bez wody!!! zatem podjęłam się tej niebagatelnej czynności i połączyłam się z „bezpłatną infolinią obsługową Romtelecom… Nie ukrywam że podniesienie słuchawki wymagało ogromnej dawki heroizmu, ponieważ przed oczami miałam historie z życia wzięte z kontaktów chociażby z infoliniami w Polsce. Jedynie desperacja mnie popchnęła do kontaktu z infolinią w Rumunii jeszcze w dodatku do operatora narodowego. Czarne myśli kłębiły mi się w głowie ale… wyszło na to, że sympatyczna i miła (jak wszędzie) pani mówiła świetnie po angielsku. Z detalami przeprowadziła pełną diagnostykę, kazała mi po kolei włączać, wyłączać, sprawdzać gdzie i który kabelek jest podpięty i cierpliwie czekała aż przeprowadzę te wszystkie ekwilibrystyczne czynności. Koniec końców umówiła mi technika na następny poranek. Obecnie działa – co widać. Zapiszę na liście dokonań.
3. Najbliższe sąsiedztwo obfituje w kluby, restauracje, mam również przy wyjściu z klatki całodobowy – żyć nie umierać :). Oczywiście doskonale znam topografię tej części miasta, więc dokonałam świadomego wyboru:P
4. Większość zapewne również pamięta że windy w tym kraju to osobliwość – jeśli nie to odsyłam do początków pierwszej wizyty. Z obecnego pobytu ponownie dorzucam windę, która delikatnie mówiąc wprawiła mnie w osłupienie... Załączam fotę bo słowami się tego nie da oddać.

5. W kwestii „lesson learned” z poprzednich wyjazdów – duże niedopatrzenie z mojej strony. Zupełnie mi wyleciało z głowy że w sklepach ciężko znaleźć najzwyklejszą herbatę… mają jakieś śmieszne granulowane owocówki. W najlepszym przypadku zwykłe owocówki. Pozostaje jedynie supermarket (i tam bywa problem znaleźć) ale jeszcze nie miałam czasu dotrzeć, zatem na razie zostałam pozbawiona tego szlachetnego trunku :(
Dla tych co mnie nie znają lepiej – informacja objaśniająca: pozbawiona możliwości wypicia dziennie kilku kubków herbaty z mlekiem – kompletna katastrofa. Obecnie 3 dzień z rzędu czuje się jak na detoksie… Oddałabym wszystko za choćby 2 łyczki :(
6. I na zakończenie dzisiejszych doniesień w nie mniejsze osłupienie niż winda wprawiła mnie ramówka programu telewizyjnego w jednej z rumuńskich stacji (nie wiem czy narodowa czy komercyjna – mało istotne). Radośnie o poranku w poniedziałek włączam odbiornik TV spodziewając się jak w każdym cywilizowanym kraju jakiegoś porannego śniadaniowego „bloku rozruchowego”, a tu…. „Człowiek Demolka” z Sywkiem w roli tytułowej… Leciał w tle towarzysząc mi podczas porannych ablucji :P. I w ten sposób rozbudzona i naładowana „pozytywną i radosną” energią podążyłam pierwszego dnia do pracy…
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz